Forum www.felixfelicis.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Seria Dary Anioła Cassandry Clare

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.felixfelicis.fora.pl Strona Główna -> Książka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Doriana
prawa ręka ministra
prawa ręka ministra



Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hufflepuff

PostWysłany: Pią 16:42, 12 Sie 2011    Temat postu: Seria Dary Anioła Cassandry Clare

Pozwolę sobie wkleić tekst z Wikipedii, ponieważ jestem zbyt zmęczona, by wymyślać własny. Opiszę 1 część, i tylko początek, mniej więcej to co opowiedziała mi przyjaciółka i czym zachęciła mnie do przeczytania
1 części.

Cytat:
Uwagę Clary Fray, stojącej przed nowojorskim nocnym klubem Pandemonium, przykuwa dziwny a zarazem uroczy chłopak o niebieskich włosach. Po raz kolejny dostrzega osobliwego nieznajomego tańcząc w klubie z Simonem, swoim najlepszym przyjacielem. Clary obserwuje, jak nieznajomy wraz z dwójką podejrzanych chłopaków i dziewczyną wchodzą do bocznego pokoju. Próbuje zwrócić uwagę Simona na niezwykłą grupę, jednak on wydaje się nie widzieć nikogo z tego towarzystwa. Gdy mimo wszystko chłopak idzie zaalarmować ochronę klubu, Clary zagląda do pokoju, w którym związany niebieskowłosy chłopiec ma właśnie zostać zabity przez osobę o imieniu Jace. Bohaterka staje w obronie nieznajomego, co wywołuje ogólne zdziwienie. Okazuje się bowiem, że niebieskowłosy nie jest człowiekiem lecz demonem, a pozostała trójka to tak zwani Nocni Łowcy. Zdziwienie Łowców zwiększa fakt, że Clary jako zwykły człowiek nie powinna ich widzieć. Korzystając z ogólnego zamieszania, demon próbuje się wymknąć jednak zostaje zabity przez Jace'a. Clary nie przyjmuje do wiadomości wyjaśnień nieznajomych. Jednak gdy ciało demona rozpływa się w powietrzu, a do pokoju wpada ochrona klubu wraz z Simonem - nie dostrzegając trójki Łowców - dziewczyna wyjaśnia, że doszło do pomyłki.

pozwolę sobie podać bohaterów:

Cytat:
* Clarissa Fray (Clary) – jest zwykłą nastolatką - aż do dnia, w którym spotyka dziwne postacie, niedostrzegalne dla nikogo prócz niej. Ma 16 lat, jest niska (trochę powyżej 5 stóp, ok. 154 cm wzrostu) i ma płomiennorude, kręcone włosy. Jest artystką, tak jak jej matka. W Mieście Kości szuka zaginionej mamy i powoli przyzwyczaja się do innego życia jako córka byłego Nocnego Łowcy.
* Jace Wayland – 17-letni Nocny Łowca, osierocony przez zabójstwo jego ojca, mieszka z rodziną Lightwoodów i Hodgem Steakwaterem w Instytucie w Nowym Jorku. Jest najlepszym Nocnym Łowcą ze swojego pokolenia, ponieważ został doskonale wyszkolony przez ojca. Ma złote włosy, oczy i skórę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Przedstawia się jako Jace – jest to skrót pochodzących od inicjałów J.C., czyli jego dwóch imion: Jonathan Christopher. Pod koniec pierwszego tomu czytelnik dowiaduje się, że Jace i Clary są rodzeństwem.
* Isabelle Lightwood – przybrana siostra Jace'a, ma starszego brata Aleca. Jest w wieku Clary. Piękna i nieznośna, według Jace’a jest najlepszą Nocną Łowczynią, jaką kiedykolwiek znał. Jest wysoka, ma czarne włosy i błękitne oczy. Ode mnie; ona ma CZARNE, nie niebieskie oczy.
* Alec Lightwood (Alexander) – brat Isabelle. Podobnie jak siostra, ma czarne włosy, ale za to intensywnie niebieskie oczy. Jest rok starszy od Jace'a. Jest homoseksualistą, co on i jego siostra starają się ukryć przed konserwatywnymi rodzicami. Jest zakochany w Jace'ie.
* Simon Lewis – od ponad dziesięciu lat najlepszy przyjaciel Clary; jest w niej zakochany, ale niestety ona nie odwzajemnia jego uczucia. Ma ciemne oczy, rozczochrane włosy i nosi okulary. W tomie 2 staje się wampirem.
* Valentine Morgenstern – potężny i zły Nocny Łowca, powraca po wielu latach (wielu uznawało go za martwego) i próbuje odzyskać Kielich Anioła od Jocelyn (matki Clary), swojej byłej żony. Jak się później okazuje, jest ojcem Clary i Jace'a. Założyciel Kręgu. Jego włosy są białe jak sól, a oczy czarne.
* Lucian "Luke" Graymark – najlepszy przyjaciel Jocelyn, Nocny Łowca i współzałożyciel Kręgu, teraz wilkołak.
* Hodge Steakweather – nauczyciel Isabelle, Aleca i Jace'a. Poprzez nałożoną na niego przed laty Klątwę nie może do końca życia opuścić murów Instytutu; jest to kara za należenie do Kręgu. Później klątwa zostaje zdjęta przez Valentine'a.
* Jocelyn Fray – matka Clary, ukryła Kielich Anioła, należała do Kręgu, była żoną Valentine'a.
* Magnus Bane – Wysoki Czarownik Brooklynu, lubi organizować przyjęcia i jest zakochany w Alecu.Ma złoto brązową skórę i zielono złote oczy z pionowymi źrenicami, które odbijają światło jak kocie. Jego włosy są długie i czarne.
* Raphael – lider miejscowego klanu wampirów, mówi z hiszpańskim akcentem. Ma bladą skórę, ciemne włosy i oczy.
* Max – najmłodszy brat Isabelle i Aleca. Ma ciemne włosy, nosi okulary i lubi japońskie komiksy.

Czytaliście?
Ja przeczytałam 1 część, bo zainteresowałam się pewną postacią. Spodobała mi się i.. aktualnie czytam 3 część. zdecydowanie moją ulubioną postacią jest Alec, to że jest gejem tylko dodaje mu... uroku. Nie mogę się doczekać przeczytania 4 części, gdzie ( następne słowa daję na biało) ma nastąpić pocałunek A&M.
A to że na tapecie w kompie mam Magnusa z małą Clary, a na tapecie w telefonie Maleca ( tak, Malec Razz), chyba o czymś świadczy, nie?

I którą tapetę na telefon wziąć; z obu rodzice byliby niezadowoleni, ale cóż, Malec nr 1 [link widoczny dla zalogowanych]
czy malec 2?
[link widoczny dla zalogowanych]

Ale dylemat, po prostu...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Doriana dnia Pią 17:43, 12 Sie 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie McKinley
pogromca Bazyliszka
pogromca Bazyliszka



Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Slytherin ^^

PostWysłany: Pią 21:27, 19 Sie 2011    Temat postu:

Czytałam wszystkie części razem z Mechanicznym aniołem i Miasyem Upadłych Aniołów. I podobało mi się. Wink Moim ulubionym bohaterem też jest Alec Very Happy Polubiłam go od pierwszej części i tak jakoś zostało...
I Magnus jest też fajny.
Jace jest spoko, ale za dużo osób się w nim podkochuje o.O Ja lubię go tylko za jego teksty.
Clary i Simona nie cierpię, Luke ujdzie, Isabelle też.

Co do części. Najbardziej lubię chyba Miasto Szkła, a najmniej Miasto Upadłych Aniołów :/ Za mało Aleca + Magnusa i ogólnie kiepsko...

Mechaniczny Anioł ujdzie, ale jakoś nie szaleję...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
zwycięzca nad trolem
zwycięzca nad trolem



Dołączył: 20 Sie 2011
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:00, 27 Sie 2011    Temat postu:

Ja jak na razie nie miałam czasu, żeby przeczytać Mechanicznego Anioła i Miasto Upadłych Aniołów. Za bardzo wciągnęły mnie książki Stephena Kinga. Wink
Jestem nieuleczalnie zakochana w Simonie. Chociaż Jace też jest bardzo, bardzo. Very Happy
Wybrałabym tapetę nr2.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Doriana
prawa ręka ministra
prawa ręka ministra



Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hufflepuff

PostWysłany: Nie 11:00, 28 Sie 2011    Temat postu:

Maggie, tu masz scenę z Malecem napisaną przez CC pod warunkiem, że na Twitterze będzie ją śledzić 30 000 osób, przetłumaczone przez jakąś dziewczynę. Po angielsku i po polsku.

Cytat:
It was printed on thin paper, nearly parchment, in a thin, elegant, spidery hand. It announced a gathering at the humble home of Magnus the Magnificent Warlock, and promised attendees "a rapturous evening of delights beyond your wildest imaginings." —City of Bones

Standing in the stairwell of Magnus’ home, Alec stared at the name written under the buzzer on the wall. BANE. The name didn’t really seem to suit Magnus, he thought, not now that he knew him. If you could really be said to know someone when you’d attended one of their parties, once, and then they’d saved your life later but hadn’t really hung around to be thanked. But the name Magnus Bane made him think of a towering sort of figure, with huge shoulders and formal purple warlock’s robes, calling down fire and lightning. Not Magnus himself, who was more of a cross between a panther and a demented elf.
Alec took a deep breath and let it out. Well, he’d come this far; he might as well go on. The bare lightbulb hanging overhead cast sweeping shadows as he reached forward and pressed the buzzer.
A moment later a voice echoed through the stairwell. “WHO CALLS UPON THE HIGH WARLOCK?”
“Er,” Alec said. “It’s me. I mean, Alec. Alec Lightwood.”
There was a sort of silence, as if even the hallway itself were surprised. Then a ping, and the second door opened, letting him out onto the stairwell. He headed up the rickety stairs into the darkness, which smelled like pizza and dust. The second floor landing was bright, the door at the far end open. Magnus Bane was leaning in the entryway.
Compared to the first time Alec has seen him, he looked fairly normal. His black hair still stood up in spikes, and he looked sleepy; his face, even with its cat’s eyes, very young. He wore a black t-shirt with the words ONE MILLION DOLLARS picked out across the chest in sequins, and jeans that hung low on his hips, low enough that Alec looked away, down at his own shoes. Which were boring.
“Alexander Lightwood,” said Magnus. He had just the faintest trace of an accent, something Alec couldn’t put his finger on, a lilt to his vowels. “To what do I owe the pleasure?”
Alec looked past Magnus. “Do you have — company?”
Magnus crossed his arms, which did good things for his biceps, and leaned against the side of the door. “Why do you want to know?”
“I was hoping I could come in and talk to you.”
“Hmmm.” Magnus’ eyes raked him up and down. They really did shine in the dark, like a cat’s. “Well, all right then.” He turned abruptly away and disappeared into the apartment; after a startled moment, Alec followed.
The loft looked different without a hundred churning bodies in it. It was — well, not ordinary, but the sort of space someone might live in. Like most lofts, it had a big central room split into “rooms” by groupings of furniture. There was a square collection of sofas and tables off to the right, which Magnus gestured Alec toward. Alec sat down on a gold velvet sofa with elegant wooden curlicues on the arms.
“Would you like some tea?” Magnus asked. He wasn’t sitting in a chair, but had sprawled himself on a tufted ottoman, his long legs stretched out in front of him.
Alec nodded. He felt incapable of saying anything. Anything interesting or intelligent, that was. It was always Jace who said the interesting, intelligent things. He was Jace’s parabatai and that was all the glory he needed or wanted: like being the dark star to someone else’s supernova. But this was somewhere Jace couldn’t go with him, something Jace couldn’t help him with. “Sure.”
His right hand felt suddenly hot. He looked down, and realized he was holding a waxed paper cup from Joe, the Art of Coffee. It smelled like chai. He jumped, and only barely escaped spilling on himself. “By the Angel —”
“I LOVE that expression,” said Magnus. “It’s so quaint.”
Alec stared at him. “Did you steal this tea?”
Magnus ignored the question. “So,” he said. “Why are you here?”
Alec took a gulp of the stolen tea. “I wanted to thank you,” he said, when he came up for air. “For saving my life.”
Magnus leaned back on his hands. His t-shirt rode up over his flat stomach, and this time Alec had nowhere else to look. “You wanted to thank me.”
“You saved my life,” Alec said, again. “But I was delirious, and I don’t think I really thanked you. I know you didn’t have to do it. So thank you.”
Magnus’ eyebrows had disappeared up into his hairline. “You’re . . .welcome?”
Alec set his tea down. “Maybe I should go.”
Magnus sat up. “After you came so far? All the way to Brooklyn? Just to thank me?” He was grinning. “Now that would be a wasted effort.” He reached out and put his hand to Alec’s cheek, his thumb brushing along the cheekbone. His touch felt like fire, training tendrils of sparks in its wake. Alec sat frozen in surprise — surprise at the gesture, and surprise at the effect it was having on him. Magnus’ eyes narrowed, and he dropped his hand. “Huh,” he said to himself.
“What?” Alec was suddenly very worried that he’d done something wrong. “What is it?”
“You’re just . . .” A shadow moved behind Magnus; with fluid agility, the warlock twisted around and picked up a small gray and white tabby cat from the floor. The cat curled into the crook of his arm and looked at Alec with suspicion. Now two pairs of gold-green eyes were trained on him darkly. “Not what I expected.”
“From a Shadowhunter?”
“From a Lightwood.”
“I didn’t realize you knew my family that well.”
“I’ve known your family for hundreds of years.” Magnus’ eyes searched his face. “Now your sister, she’s a Lightwood. You—’
“She said you liked me.”
“What?”
“Izzy. My sister. She told me you liked me. Liked me, liked me.”
“Liked you, liked you?” Magnus buried his grin in the cat’s fur. “Sorry. Are we twelve now? I don’t recall saying anything to Isabelle . . .”
“Jace said it too.” Alec was blunt; it was the only way he knew how to be. “That you liked me. That when he buzzed up here, you thought he was me and you were disappointed that it was him. That never happens.”
“Doesn’t it? Well, it should.”
Alec was startled. “No — I mean Jace, he’s . . . Jace.”
“He’s trouble,” said Magnus. “But you are totally without guile. Which in a Lightwood, is a conundrum. You’ve always been a plotting sort of family, like low-rent Borgias. But there isn’t a lie in your face. I get the feeling everything you say is straightforward.”
Alec leaned forward. “Do you want to go out with me?”
Magnus blinked. “See, that’s what I mean. Straightforward.”
Alec chewed his lip and said nothing.
“Why do you want to go out with me?” Magnus inquired. He was rubbing Chairman Meow’s head, his long fingers folding the cat’s ears down. “Not that I’m not highly desirable, but the way you asked, it seemed as if you were having some sort of fit —”
“I just do,” Alec said. “And I thought you liked me, so you’d say yes, and I could try — I mean, we could try —” He put his face in his hands. “Maybe this was a mistake.”
Magnus’ voice was gentle. “Does anyone know you’re gay?”
Alec’s head jerked up; he found he was breathing a little hard, as if he’d run a race. But what could he do, deny it? When he’d come here to do exactly the opposite? “Clary,” he said, hoarsely. “Which is . . . Which was an accident. And Izzy, but she’d never say anything.”
“Not your parents. Not Jace?”
Alec thought about Jace knowing, and pushed the thought away, hard and fast. “No. No, and I don’t want them to know, especially Jace.”
“I think you could tell him.” Magnus rubbed Chairman Meow under the chin. “He went to pieces like a jigsaw puzzle when he thought you were going to die. He cares —”
“I’d rather not.” Alec was still breathing quickly. He rubbed at the knees of his jeans with his fists. “I’ve never had a date,” he said in a low voice. “Never kissed anyone. Not ever. Izzy said you liked me and I thought —”
“I’m not unsympathetic. But do you like me? Because this being gay business doesn’t mean you can just throw yourself at any guy and it’ll be fine because he’s not a girl. There are still people you like and people you don’t.”
Alec thought of his bedroom back at the Institute, of being in a delirium of pain and poison when Magnus had come in. He had barely recognized him. He was fairly sure he’d been screaming for his parents, for Jace, for Izzy, but his voice would only come out on a whisper. He remembered Magnus’ hands on him, his fingers cool and gentle. He remembered the death-grip he’d kept on Magnus’ wrist, for hours and hours, even after the pain had passed and he knew he would be all right. He remembered watching Magnus’ face in the light of the rising sun, the gold of sunrise sparking gold out of his eyes, and thinking how oddly beautiful he was, with his cat’s gaze and grace.
“Yes,” Alec said. “I like you.”
He met Magnus’ gaze squarely. The warlock was looking at him with a sort of admixture of curiosity and affection and puzzlement. “It’s so odd,” Magnus said. “Genetics. Your eyes, that color —” He stopped and shook his head.
“The Lightwoods you knew didn’t have blue eyes?”
“Green-eyed monsters,” said Magnus, and grinned. He deposited Chairman Meow on the ground, and the cat moved over to Alec, and rubbed against his leg. “The Chairman likes you.”
“Is that good?”
“I never date anyone my cat doesn’t like,” Magnus said easily, and stood up. “So let’s say Friday night?”
A great wave of relief came over Alec. “Really? You want to go out with me?”
Magnus shook his head. “You have to stop playing hard to get, Alexander. It makes things difficult.” He grinned. He had a grin like Jace’s — not that they looked anything alike, but the sort of grin that lit up his whole face. “Come on, I’ll walk you out.”
Alec drifted after Magnus toward the front door, feeling as if a weight had been taken off his shoulders, one he hadn’t even known he was carrying. Of course he’d have to come up with an excuse for where he was going Friday night, something Jace wouldn’t want to participate in, something he’d need to do alone. Or he could pretend to be sick and sneak out. He was so lost in thought he almost banged into the front door, which Magnus was leaning against, looking at him through eyes narrowed to crescents.
“What is it?” Alec said.
“Never kissed anyone?” Magnus said. “No one at all?”
“No,” said Alec, hoping this didn’t disqualify him from being datable. “Not a real kiss —”
“Come here.” Magnus took him by the elbows and pulled him close. For a moment Alec was entirely disoriented by the feeling of being so close to someone else, to the kind of person he’d wanted to be close to for so long. Magnus was long and lean but not skinny; his body was hard, his arms lightly muscled but strong; he was an inch or so taller than Alec, which hardly ever happened, and they fit together perfectly. Magnus’ finger was under his chin, tilting his face up, and then they were kissing. Alec heard a small hitching gasp come from his own throat and then their mouths were pressed together with a sort of controlled urgency. Magnus, Alec thought dazedly, really knew what he was doing. His lips were soft, and he parted Alec’s expertly, exploring his mouth: a symphony of lips, teeth, tongue, every movement waking up a nerve ending Alec had never known he had.
He found Magnus’ waist with his fingers, touching the strip of bare skin he’d been trying to avoid looking at before, and slid his hands up under Magnus’ shirt. Magnus jerked with surprise, then relaxed, his hands running down Alec’s arms, over his chest, his waist, finding the belt loops on Alec’s jeans and using them to pull him closer. His mouth left Alec’s and Alec felt the hot pressure of his lips on his throat, where the skin was so sensitive that it seemed directly connected to the bones in his legs, which were about to give out. Just before he slid to the floor, Magnus let him go. His eyes were shining and so was his mouth.
“Now you’ve been kissed,” he said, reached behind him, and yanked the door open. “See you Friday?”
Alec cleared his throat. He felt dizzy, but he also felt alive — blood rushing through his veins like traffic at top speed, everything seemingly almost too brightly colored. As he stepped through the door, he turned and looked at Magnus, who was watching him bemusedly. He reached forward and took hold of the front of Magnus’ t-shirt and dragged the warlock toward him. Magnus stumbled against him, and Alec kissed him, hard and fast and messy and unpracticed, but with everything he had. He pulled Magnus against him, his own hand between them, and felt Magnus’ heart stutter in his chest.
He broke off the kiss, and drew back.
“Friday,” he said, and let Magnus go. He backed away, down the landing, Magnus looking after him. The warlock crossed his arms over his shirt — wrinkled where Alec had grabbed it — and shook his head, grinning.
“Lightwoods,” Magnus said. “They always have to have the last word.”
He shut the door behind him, and Alec ran down the steps, taking them two at a time, his blood still singing in his ears like music.


po polsku;


Cytat:
Było to wydrukowane na cienkim papierze podobnym do pergaminu. Pismo było drobne, eleganckie i pajęcze. Ogłaszało o przyjęciu wydawanym przez Wielkiego Czarownika Magnusa w jego skromnym domu i obiecywało gościom „cudowny wieczór nieziemskich rozkoszy” - Miasto Kości

Stojąc na klatce schodowej domu Magnusa, Alec patrzył na nazwisko napisane na ścianie pod brzęczykiem. Bane. Nazwisko nie wydawało się naprawdę odzwierciedlać Magnusa, pomyślał, nie teraz kiedy go znał. Jeśli w ogóle można uznać, że naprawdę kogoś znasz, kiedy raz stanąłeś z nim po jednej stronie, a następnie ta osoba uratowała ci życie, ale nie byłeś w stanie być jej wdzięczny. Jednak nazwisko Magnus Bane sprawało, że myślał o wysokiej postaci z szerokimi ramionami, ubranej w formalne fioletowe szaty czarownika, przywołującej ogień i pioruny, a nie o Magnusie, który przypominał krzyżówkę pantery z obłąkanym elfem.
Alec odetchnął głęboko. Przebył tak daleką drogę, więc równie dobrze mógłby posunąć się dalej. Żarówka wisząca nad jego głową rzucała długie cienie, kiedy wyciągnął rękę i przycisnął brzęczyk.
Chwilę później głos rozniósł się echem po klatce schodowej:
- Kto wzywa Wielkiego Czarownika?!
- Eee... - wykrztusił Alec. - To ja. Znaczy się, Alec. Alec Lightwood.
Na korytarzu zaległa cisza, nawet jakby on był zaskoczony. Następnie rozległ się brzdęk i otorzyły sie następne drzwi, pozwalając mu opuścić klatkę schodową. Ruszył chwiejnymi schodami w górę, zagłębiając się w ciemność, która pachniała jak pizza i kurz. Na drugim piętrze było jaśniej. Drzwi na końcu pomieszczenia otworzyły się. Magnus Bane pochylał się w przedpokoju.
W porównaniu z pierwszym razem, gdy Alec go widział, teraz wyglądał całkiem normalnie. Jego czarne włosy nadal stały jak kolce. Wyglądał na zmęczonego, a jego twarz, nawet z kocimi oczami, bardzo młodo. Miał na sobie czarny T-shirt z napisem "MILION DOLARÓW" wyszytym cekinami na całej klatce piersiowej i jeansy wiszące nisko na biodrach. Na tyle nisko, że Alec odwrócił wzrok na swoje buty. Nudne buty.
- Alexander Lightwood - powiedział Magnus. W jego głosie pobrzmiewał akcent, którego Alec nie umiał rozpoznać, melodyjna intonacja głosek. - Czemu zawdzięczam tę przyjemność?
Alec skierował wzrok za Magnusa.
- Masz towarzystwo?
Magnus skrzyżował ramiona, co wyeksponowało jego bicepsy i oparł się o drzwi.
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Miałem nadzieję, że mogę przyjśc i porozmawiać.
- Hmmm... - Oczy Magnusa zlustrował go od góry do dołu. One naprawdę świeciły w ciemności jak u kota. - Dobrze w takim razie.
Obrocił się nagle i zniknął w głęby mieszkania. Zaskoczony Alec po chwili ruszył za nim.
Strych wyglądał inaczej bez setek kłębiących sie w nim ciał. Było tam, oczywiście nie codziennie, trochę miejsca, gdzie ktoś mógłby mieszkać. Jak większośc strychów, ten miał duży pokój centralny podzielony na mniejsze pokoje przez grupu mebli. Po prawej stronie znajdowała się kolekcja sof i stołów, które Magnus wskazał Alekowi. Nocny Łowca usiał na złotej, aksamitnej kanapie z eleganckimi, drewnianymi zakrętasami na oparciach.
- Może herbaty? - zapytał Magnus. Nie siedział na krześle, lecz rozparł sie na pikowanej pufie, wyciągając swoje długie nogi przed siebie.
Alec skinął głową. Czuł się niezdolny by cos powiedzieć. Coś interesującego i błyskotliwego. To Jace zawsze mówił ciekawe i inteligentne rzeczy. On był parabatai* Jace'a i to była cała chwała, której potrzebował lub chciał: jak bycie czarną gwiazdą dla czyjeś supernowej. ** Jednak to było miejsce, do którego Jace nie mógł z nim iść, coś w czym blondyn nie mógł mu pomóc.
- Jasne.
Poczuł niespodziewane ciepło w prawej dłoni. Spojrzał w dół i uświadomił sobie, że trzyma papierowy kubek herbaty od Joe'go, Art of Coffee. Pachniała jak chai. Alec podskoczył, prawie wylewając na siebie napój.
- Na Anioła!
- Kocham ten zwrot - oznajmił Magnus. - Jest taki uroczy.
Alec spojrzał na niego.
- Ukradłeś tę herbatę?
Magnus zignorował pytanie.
- Więc - powiedział czarownik - co cię do mnie sprowadza?
Nefilim wziął szybki łyk skradzionego napoju.
- Chciałem ci podziękować - odparł, kiedy nabrał powietrza.- Za uratowanie mi życia.
Magnus odchylił się do tyłu, opierając na rękach. Jego koszulka podjechała do góry, ukazując płaski brzuch. Tym razem Alec nie miał gdzie odwrocić wzrok.
- Chcesz mi podziękować.
- Ocaliłeś moje życie - powtórzył Alec. - Nie sądzę, że naprawdę ci podziękowałem, majacząc.
Brwi Magnusa zniknęły pod włosami.
- Nie ma... Za co?
Alec opuślił kubek z herbatą.
- Chyba powinienem już pójść.
Magnus usiadł.
- Po przebyciu tak dużej odległości? Całej drogi do Brooklynu? By tylko podziękować? - Uśmiechał się. - Poszłoby to na marne. - Wyciągnął dłon i położył ją na policzku chłopaka. Jego kcuk muskał kości policzkowe Aleca. Jego dotyk był jak ogień, wywołując wici iskier. Alec siedział zastygły - był zaskoczony tym gestem oraz tym, co on w nim wywołał. Magnus zmrużył oczy i opuścił rękę. - Hę? - Mruknął czarownik do siebie.
- Co? - Alec nagle poczuł, że zrobił coś nie tak. - Co jest?
- Po prostu... - Za Magnusem poruszył się cień. Czarodziej zwinnie obrócił się i podniósł z małego, szaro-bialego kota z podłogi, który zwinął się w zgięciu jego łokcia i spojrzał na Aleca z nieufnością. Teraz dwie pary złoto-zielonych oczu mierzyły go ponuro. - Nie tego oczekiwałem.
- Od Nocnego Łowny?
- Od Lightwooda.
- Nie wiedziałem, że znasz moją rodzinę tak dobrze.
- Znam twoją rodzinę od setek lat. - Oczy Magnusa przeszukały jego twarz. - Teraz twoją siostrę, która jest Lightwoodem. Ciebie...
- Powiedziała, że mnie lubisz.
- Co?
- Izzy. Moja siostra. Powiedziała mi, że mnie lubisz. Że bardzo mnie lubisz.
- Że bardzo cię lubię? - Magnus ukrył uśmiech w kociej sierści. - Przepraszam. Czy my mamy po dwanaście lat? Nie przypominam sobie, bym powiedział coś Isabelle...
- Jace także to stwierdził. - Alec był nietaktowny; to był jedyny sposób bycia, który znał. - To, że mnie lubisz. Wtedy, gdy przyszedł tutaj, a ty myślałeś, że to ja. Byłeś rozczarowany tym, że to on. To się nie zdarza.
- Prawda? A powinno.
- Nie... - spłoszył się Alec. - Mam na myśli Jace'a, to jest... Jace.
- To on jest problemem - stwierdził Magnus. - Ale ty jesteś całkowicie pozbawiony sprytu. Który w Lightwoodach jest zagadką. Zawsze byłeś swego rodzaju spiskowcem swojej rodziny, jak tandetny rodzina Borgiów. Jednak nie ma kłamstwa w twojej twarzy. Mam wrażenie, że wszystko co mówisz jest bezpośrednie.
Alec pochylił się do przodu.
- Chciałbyś gdzieś ze mną wyjść?
Magnus zamrugał.
- Widzisz, właśnie to miałem na myśli. Bezpośredniość.
Alec zagryzł wargę i nic nie powiedział.
- Czemu chciałbyś bym się z tobą umówił? - dociekał Magnus. Głaskał po głowie Prezesa Miau. Jego długie palce zginały kocie uszy w dół. - Nie to, że jestem wysoce atrakcyjny, jednak zapytałeś mnie o to, jakbyś miał jakiś atak.
- Po prsotu - wyznał Alec. - I myślałm, że mnie lubisz, więc sie zgodzisz. Moge próbować - znaczy się, możemy starać się... - Schował twarz w dłoniach. - Może się pomyliłem.
Głos Magnusa był delikatny.
- Czy ktokolwiek wie, że jesteś gejem?
Alec szarpnął głową w górę; oddychał ciężko jak po przebiegnięciu wyścigu. Co mógł zrobić, zaprzeczyć? Kiedy przyszedł właśnie po to, by się skonfrontować?
- Clary - powiedział ochryple. Co jest... Co było wypadkiem. I Izzy, ale ona niczego nie mówi.
- A twoi rodzice? Jace?
Alec pomyślał o tym, co by było gdyby Jace wiedział. Odepchnął mocno i szybko tę myśl.
- Nie. Nie i nie chcę, żeby wiedzieli, zwłasza Jace.
- Myślę, że możesz mu powiedzieć. - Czarownik potarł Prezesa Miau pod brodą. - Rozsypał się jak puzzle, kiedy pomyślał, że umrzesz. Troszczy się...
- Wolałbym nie. - Alec nadal szybko oddychał. Pocierał pięściami kolana swoich jeansów. - Niegdy nie byłem na randce - wyznał cichym głosem. - Nigdy nikogo nie całowałem. Nigdy. Izzy powiedziała, że mnie lubisz, więc pomyślałem...
- Nie jestem niewspółczujący. Ale czy ty lubisz mnie? Ponieważ bycie gejem nie oznacza, że możesz oddać się jakiemuś facetowi i to będzie w porządku, gdyż nie jest dziewczyną. Nadal są ludzie, których darzysz sympatią bądź nie.
Alec wrócił myślami do swojej sypialni w Instytucie, o majaczeniu z powodu bólu i trucizny, kiedy przyszedł Magnus. Nocny Łowca ledwo go rozpoznał. Był prawie pewny, że wołał rodziców, Jace'a, Izzy, ale jedo głos był tylko szeptem. Pamiętał dłonie Magnusa na sobie, jego chłodne, delikatne palce. Pamiętał uchwyt śmierci, kiedy trzymał nadgarstek czarownika, przez wiele godzin, nawet po tym, jak ból minął i wiedział, że wszystko będzie dobrze. Przypomniał sobie obserwowanie twarzy Magnusa w świetle wschodzącego słońca, złoto wschodu słońca odbijające się w jego oczach i myślenie o tym, jak dziwnie piękny był z jego kocią gracją i dlugimi spojrzeniami.
- Tak - rzekł Alec. - Lubie cię.
Napotkał przeciągły wzrok Magnusa, skierowany prosto na niego. Bane patrzył na niego poniekąd z domieszką ciekawości i czułości oraz konsternacji.
- To dziwne - odparł Magnus. - Genetyka. Twoje oczy, ten kolor... - urwał i potrząsnął głową.
- Lightwoodowie, których znałeś, nie mieli niebieskich oczu?
- Zielonookie potwory - powiedział Magnus i uśmiechnął się szeroko. Położył Prezesa Miau na ziemi. Kot podszedł do Aleca i zaczął się ocierać sie o jego nogę. - Prezes cię lubi.
- To dobrze?
- Nie spotykam się z kimś, kogo nie lubi mój kot - odpowiedział spokojnie Magnus i wstał. - Więc, powiedzmy, że w piątek wieczorem?
Wielka fala ulgi zalała Aleka.
- Naprawdę? Chcesz się ze mną spotkać?
Magnus potrząsnał głową.
- Musisz przestac grać trudnego do zdobycia, Alexandrze. Utrudnia to wiele spraw. - Uśmiechnął się. Uśmiechnął się w sposób typowy dla Jace'a – nie to żeby go jakkolwiek przypominał - ale ten rodzaj uśmiechu rozświetlał jego całą twarz. - Chodź. Odprowadzę cię.
Alec poszybował za Magnusem w stronę frontowych drzwi, czując jakby z jego ramion zdjęto wielki ciężar, którego był nieświadomy. Oczywiście, będzie musiał obmyślić jakąś wymówkę, by móc wyjść w piątek wieczorem, coś w czym Jace nie będzie pragnął uczestniczyć, coś co Alec będzie chciał zrobić sam. Może udawać, że jest chory i się wymknąć.
Tak się zamyślił, że prawie zderzył się z drzwiami, które uchylił przed nim Magnus, patrząc na niego przez oczy zwężające się do półksiężyców.
- Co jest?
- Nigdy się nie całowałeś? - spytał czarownik. - W ogóle?
- Nie - odparł Alec, mając nadzieję, że zdyskwalifikue go to z bycia umówionym. - Nie naprawdę...
- Podejdź. - Magnus przyciągnął go łokciami do ciebie. Przez chwilę Alec był kompletnie zdezorientowany uczuciem bliskości innej osoby, tej osoby, z którą chciał być blisko od dawna. Magnus był wysoki i szczupły, ale nie kościsty. Jego ciało było twarde, jego ramiona lekko umięśnione, ale silne. Był on o cal lub więcej wyższy od Aleca, co rzadko się zdarzało. Pasowali do siebie idealnie. Palce Magnusa znajdowały się pod jego podbródkiem, podniosły jego twarz do góry. Potem się pocałowali. Alec usłyszał krótki, urywany oddech, który wydobył się z jego gardła, a potem ich usta zetknęły się w kontrolowanej natarczywiści. Magnus, pomyślał Alec oszołomiony, naprawdę wię co robi. Jego wargi były delikatne, rozchyliły fachowo usta Aleka, badając je: symfonia warg, zębów, języka, każdy ruch pobudzał zakończenia nerwów, których Alec był nieświadomy.
Odnalazł talię Magnusa swoimi palcami. Dotknął pasa nagiej skóry, na którą patrzenia próbował unikać. Jego ręce wśliznęły się pod koszulkę Magnusa. Czarownik drgnął zaskoczony, a następnie się rozluźnił. Jego dłonie zjechały w dół, wzdłuż ramion Aleca, po jego klatce, talii, aż znalazły szlufki jeansów Nefilima i użyły ich do przyciągnięcia go bliżej. Jego usta opuściły wargi niebieskookiego. Alec poczuł napór gorąca ust czarownika na swoim gardle - gdzie skóra była bardzo wrażliwa - które wydawało się bezpośrednio łączyć z jego kośćmi w nogach, które właśnie zabierały się do odmówienia posłuszeństwa. Przed tym, kiedy osunął się na podłogę, Magnus pozwolił mu odejśc. Oczy czarownika świeciły, a jego usta jeszcze bardziej.
- Już zostałeś pocałowany - oznajmił, sięgając za siebie i szarpnięciem, otwierając drzwi. - Widzimy się w piątek?
Alec odchrząknął. Odczuwał zawrót głowy, ale także czuł, że żyje - krew pędziła przez jego żyły z maksymalną prędkością, wszystko wydawało się bardziej jaskrawe. Kiedy przeszedł przez drzwi, obrócił się i spojrzał na Magnusa, którzy przyglądał mu się w oszołomieniu. Alec podszedł do niego, chwycił przód jego koszulki i zmusił do podejścia. Magnus potknął się przed nim, a Alec pocałował go, mocno, szybko, niechlujnie i bez wprawy, ale ze wszyskim co miał. Przyciągnął go do siebie. Jego dłoń znalazła sie między nimi. Czuł nieregularne bicie serca Magnusa w jego piersi.
Przerwał pocałunek i cofnął się.
- Piątek - rzekł i pozwolił Magnusowi odejść. Zszedł na niższe piętro. Bane odprowadzał go wzrokiem. Czarownik skrzyżował ramiona na koszulce - tam, gdzie była pomarszczona, bo chwicił ją Alec - i potrząsnął głową, uśmiechając się.
- Lightwoodowie - powiedział. - Zawsze muszą mieć ostatnie słowo.
Zamknął za sobą drzwi, a Alec zbiegł schodami w dół, biorąc po dwa naraz. Jego krew wciąż brzmiała w uszach jak muzyka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rawr
charłak
charłak



Dołączył: 14 Sie 2011
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:42, 30 Sie 2011    Temat postu:

Cassandrę Clare, w wersji Cassandra CLAIRE znam tylko z przemiodnego fanfika Draco Trilogy. Oczywiście fandom HP.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.felixfelicis.fora.pl Strona Główna -> Książka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin