Forum www.felixfelicis.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

RPG
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 14, 15, 16  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.felixfelicis.fora.pl Strona Główna -> RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rexus Maximus
charłak
charłak



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:10, 12 Wrz 2011    Temat postu:

[Błonia:::Czwartek]

Brian siedział pod drzewem, nad jeziorem. Wygrzewając się na słońcu, rozmyślał o tym, jak to nie lubi czwartku i o sposobie wykorzystania expelliarmus podczas gotowania soku malinowego.
W końcu przeciągnął się i wstał, kierując się na obiad.
W Wielkiej Sali przekąsił kilka grzanek, i czując, że nie jest już głodny, zostawił niedojedzoną kromkę na talerzu.
Czwartek. Lekcje nudne, oprócz opieki nad magicznymi stworzeniami. Lekcje niezbyt ciekawe, oprócz wyżej wymienionej. Lekcje... blablabla...
Wychodząc z Sali, usłyszał dzwonek rozpoczynający przerwę. Na szczęście pani Pomfrey szybko go wyleczyła z "panie Slughorn, psze pana, ząb, normalnie chyba mleczak, mi się normalnie rusza, oj oj oj." Przynajmniej coś w tym stylu.
***
W pokoju wspólnym panował mały ruch. Jokehorn podzielił Krukonów na parę klas. "Kujoni" siedzieli w dormitoriach, ucząc się. "Zatwardziali kujoni" siedzieli w bibliotece. A "Rasowi Krukoni" snuło się po zamku, w poszukiwaniu nauczycieli, wypytując ich o różne rzeczy, lub nawet w pustych salach ćwicząc animagowanie. Parę "wyjątków" chodziło po pokoju wspólnym, lub grało w eksplodującego durnia.
Widząc, że tutaj też nie ma czego szukać, poszedł dalej.
***
Na błoniach panował spokój, prawie jak zawsze. Świerszcze zaczęły przygrywać i powoli zaczął zapadać zmierzch. Jokehorn skrył się między konarami jakiegoś rozłożystego dębu i oczekując na zapadnięcie zmroku, lewitował kamyki, ciskając nimi w Ślizgonów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mudancicha
sztyletem smoka! sztyletem!
sztyletem smoka! sztyletem!



Dołączył: 22 Lip 2011
Posty: 342
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 18:36, 12 Wrz 2011    Temat postu:

[Błonia, czwartek]

Abi po tym jak odrobiła lekcje stwierdziła, że musi odetchnąć świeżym powietrzem. Zanim wyszła na błonia poszła zdjąć opaskę z oka i doprowadzić się do porządku. Oko było już prawie całe zielone. Zaczesała na nie grzywkę i ruszyła w stronę wyjścia.
Zbliżał się wieczór, ale jeszcze nie było całkiem ciemno. W głowie cały czas jeszcze huczało jej od informacji, że Adele została wybrana do I zadania. No, a do tego jeszcze to co przed chwilą przerabiała podczas prac domowych. Aż ją głowa zabolała. Stwierdziła, że musi usiąść. Znalazła drzewo, w pobliżu którego nikt się nie kręcił i usiadła pod nim. Zamknęła oczy. O tak, teraz jest o wiele lepiej. Jednak jej spokój przerwał świst. Szybko otworzyła oczy, ale nie zobaczyła nic szczególnego. Po chwili znowu usłyszała ten dźwięk i zobaczyła jak jakiś kamyk przelatuje parę metrów od niej kierując się w stronę Ślizgonów. Spojrzała w stronę, z której nadlatywały kamyki. Zauważyła postać skrywającą się w pobliżu dębu. Wstała i cicho podeszła do niej. Zobaczyła chłopaka, w barwach Ravenclawu. Najwyraźniej był nieźle znudzony, ale zabawa chyba przypadła mu do gustu. Stwierdziła, że da mu znać o swojej obecności.
- Yhymm. – odchrząknęła. Chłopak wzdrygnął się i spojrzał na nią. Kojarzyła go z niektórych lekcji. – Świetna zabawa, ale nie sądzisz, że oni w końcu kapną się, że to ty posyłasz w ich stronę kamyki? – uśmiechnęła się do niego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie McKinley
pogromca Bazyliszka
pogromca Bazyliszka



Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Slytherin ^^

PostWysłany: Pon 19:04, 12 Wrz 2011    Temat postu:

[korytarz / błonia, czwartek]

Barbara powoli odwróciła się do Alex. Była chyba nieźle zaskoczona.
- Co się stało? - spytała ostrożnie
- Mam pewien plan i potrzebuję jeszcze trzeciej osoby - oświadczyła po prostu Alex. Barbara patrzyła na nią z kamienną twarzą, a Alex zaklęła w fuchu. Nienawidziła przepraszać ludzi, ale nie mogła tak się nie odzywać do przyjaciółki
- Słuchaj, Barbara... Przepraszam cię za to moje wścibstwo i tak dalej... Może trochę przesadziłam, ale ty też nie jesteś bez winy... To co, już zgoda? - spytała z nadzieją
Ku jej zaskoczeniu, Barbara parsknęła śmiechem
- Kto by pomyślał! Nasza wredna sadystka potrafi przepraszać! - wykrztusiła pomiędzy napadami chichotu.
Alex uśmiechnęła się lekko
- Nie przyzwyczajaj się zbytnio. - mruknęła
- To co? - spytała wesoło Barbara - Jaki masz plan? Podejrzewam, że tak czwartoklasistka ma coś z tym wspólnego?
Alex odetchnęła z ulgą. Wzięła przyjaciółkę pod ramię
- Chodźmy na błonia, wszystko co wytłumaczę

***

Gdy Alex zdradziła Barbarze swój plan, ta przygryzła wargę, lekko zaniepokojona.
- Alex, to niby świetny pomysł, ale jak nas przyłapią... Mogą nas wywalić
Poirytowana Alex wzniosła oczy ku niebu.
- Co wy z tym regulaminem? Nie złapią nas, obiecuję. Juz moja w tym głowa
- Zastanowię się jeszcze - Barbara nie wyglądała na zbyt przekonaną.
Alex westchnęła teatralnie i poszła z Barbarą do grupki Slizgonów z jej rocznika. Ku jej zdziwieniu, co jakiś czas, podlatywały do nich kamyki i uderzały każdą osobę po kolei. Alex rozejrzała się i zobaczyła Krukona z Gryfonką z czwartej klasy.
- Barbara, to nie ta szlama, której urządziłaś oko? - szturchnęła przyjaciółkę ramieniem
- Tak, to ona. Co oni robią? - spytała
- Szukają kłopotów - oświadczyła uszczęśliwiona Alex - Chodźmy
Wyjęła różdżkę z kieszeni i poszła z Barbarą w kierunku parce czwartoklasistów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tom
po puchar!
po puchar!



Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 446
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Little Hangleton

PostWysłany: Pon 19:37, 12 Wrz 2011    Temat postu:

[Hogsmeade - czwartek, późny wieczór]

Ruszyli w kierunku placu, na którym ustawiona była scena. Ludzie przed barierkami zaczęli się już zbierać. Zaczarowane barierki działały w ten sposób, że zgromadzeni przed nimi czarodzieje nie mogli zobaczyć przygotowujących instrumenty ludzi.
-Szkoda, że grają tylko Fatalne Jędze - stwierdził Gabriel.
-To nie będzie żadnych supportów?
-Będą, ale jakieś mało znane zespoły. I tak wszyscy czekają tylko na Fatalne Jędze - chłopak uśmiechnął się szeroko do dziewczyny i stanęli w niewielkiej kolejce do bramek. Gabriel zauważył stojącego na samym przodzie swojego znajomego, Stiana Harrisa, wysokiego, czarnowłosego czarodzieja, którego często spotykał na koncertach. Chwycił Rose pod rękę i, ciągle szeroko się uśmiechając, pociągnął ją w stronę Stiana.
-Riddle! Właśnie sie zastanawiałem, czy się tutaj spotkamy - Harris wyszczerzył do niego zęby. Miał już ponad trzydzieści lat i grał na perkusji w kilku deathmetalowych formacjach, choć każdy, kto go lepiej poznał, wiedział, że Stian, mimo swojego satanistycznego usposobienie uwielbia jednorożce i różowe pufki pigmejskie.
-Nie przepuściłbym takiego koncertu. Poznaj moją koleżankę, Rose - Gabriel przedstawił dziewczynę.
-Koleżankę Rose? Och, miło mi cię poznać - Stian podał dziewczynie rękę. - Jestem Stian, stary kumpel Gabriela. Cieszę się, że znalazł odpowiednie towarzystwo na tego typu imprezy.
-Stian, nie gadaj, tylko zrób nam miejsce - przerwał mu Riddle. Po chwili przy bramkach pojawił się pracownik Magicznej Ochrony i zaczął wpuszczać towarzystwo. Gabriel i Rose weszli jako pierwsi. Za nimi przecisnął się Stian i, zanim został zgarnięty przez swoich kolegów, którzy dostali się pod scenę innym wejściem, krzyknął:
-Gejb, napisz do mnie później, mam dla ciebie bilety na Czarodziellicę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
charłak
charłak



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:16, 12 Wrz 2011    Temat postu:

[Błonia:::czwartek]

Podeszła do nich dwójka Ślizgonów. Dziewczyn. Na widok jednej z nich Gryfonka, która podeszła do niego, cofnęła się lekko. Jedna z nich, wyraźnie agresywniej nastawiona, miała wyjętą różdżkę.
Brian teatralnie zeskoczył z drzewa, w locie wyjmując swój patyczek.
- Tak, proszę ja ciebie, piękny ten twój kawałek drewna, jednak prosiłbym o schowanie go do kieszeni. Już niejednemu Śliskiemu skopałem tyłek w nocy, i to nie byli pierwszoroczniacy.
Ślizgonka ani drgnęła.
Brian cofnął się, nachylił do Gryfonki i szepnął:
- Chyba mnie nie usłyszała. Hmm... czy ona zapomniała swojego aparatu słuchowego?
Gryfonka także się nie ruszała, mierząc wzrokiem agresorów.
Jokehorn kontynuował:
- Hmm... do tego mają przewagę liczebną. Czwórka zdrowych oczu na trójkę... może być ciężko.
Uśmiechnął się i przestąpił z nogi na nogę.
Zamachnął się różdżką, markując zaklęcie. Ślizgonka zasłoniła się, jednak Brian wycelował w drugą, posyłając w jej stronę zaklęcie rozweselające, zrobił całkiem potrzebny unik w prawo, gdyż grot jakiegoś zgniłozielonego uroku poszybował w miejsce, gdzie Jokehorn stał wcześniej. Wstając, Brian rzucił w Ślizgonkę z różdżką zaklęcie, krzycząc:
- Furnunculus!
Po czym uskoczył za drzewo. Po chwili usłyszał syk wypalanej kory.
Gryfonka nadal bez ruchu.
Brian trzepnął ją lekko w tył głowy.
- Zwiewaj.
- A... a, szlaban?
- Dziewczyno, wiesz ile razy obierałem zgniłe ziemniaki? No i po co i na co? Kto to je? Ślizgoni? Może.
Wychylił się zza drzewa z zamiarem oślepienia Ślizgonek, jednak druga zdążyła wyciągnąć różdżkę. Jedna obstawiła jedną stronę drzewa, a druga... no... drugą. Brian był zaszachowany. Co jakiś czas rzucał nad drzewem kamienie, ale nic to nie dało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black
knuję coś niedobrego
knuję coś niedobrego



Dołączył: 13 Lip 2011
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: odlatuję z zeppelinami

PostWysłany: Pon 21:06, 12 Wrz 2011    Temat postu:

[Hogsmeade - czwartek, późny wieczór]

-Czarodziellica?! Żartujesz!?- spytała Rose i nie czekając na odpowiedź pognała przed siebie.
Byli teraz na przodzie. Otaczał ich tłum muzycznych maniaków skandujących nazwę oczekiwanego zespołu. Wszyscy wydawali się czekać niecierpliwie na występ Fatalnych Jędz. Najlepszego zespołu na świecie!
Jednak zanim miały one zagrać czekał wszystkich występ innego zespołu. Rozbłysły ognie i stop iskier spłynął na publikę wywołując salwę śmiechu. Zaczynało się wybornie, a to był dopiero support! Ciekawe co czekało ich jeszcze tej nocy?
Ku zaskoczeniu Rose, między ogniami na scenę wyszło czterech ponuro wyglądających chłopaków. Podpięli swoje magiczne instrumenty do wzmacniaczy i po odliczeniu one, two, one, two, three, four zaczęli grać. Za pomocą czarów wszystko wyglądało i brzmiało wspaniale. Pierwsza piosenka wywołała ogromny aplauz wśród publiki. Wszyscy zaczęli skakać i śpiewać refren razem z wokalistą. Kolejny kawałek stworzył relaksujący klimat. Tym razem publika zaczęła się kołysać w rytm delikatnych dźwięków. Ostatnia piosenka dała niesamowitego kopa i była wspaniałą zapowiedzią koncertu Fatalnych Jędz.
Support zszedł ze sceny odprowadzony gromkimi brawami.
Po piętnastu minutach na scenę wyszła główna atrakcja.

trochę nie miałam weny (:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez black dnia Pon 21:07, 12 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mudancicha
sztyletem smoka! sztyletem!
sztyletem smoka! sztyletem!



Dołączył: 22 Lip 2011
Posty: 342
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 13:36, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[Błonia, czwartek]

W ich stronę zaczęły iść dwie Ślizgonki z tamtej grupki. O nie, Barbara…, pomyślała i cofnęła się. Przed oczy od razu wskoczyły jej obrazy swojej twarzy i tamtej nocy, podczas pełni. Przygryzła wargę. Ta druga szła z wyciągniętą różdżką. Krukon, gdy tylko je zobaczył, zeskoczył z drzewa i powiedział:
- Tak, proszę ja ciebie, piękny ten twój kawałek drewna, jednak prosiłbym o schowanie go do kieszeni. Już niejednemu Śliskiemu skopałem tyłek w nocy, i to nie byli pierwszoroczniacy. – Ślizgonki jednak nic nie odpowiedziały, więc nachylił się do Abi i szepnął. - Chyba mnie nie usłyszała. Hmm... czy ona zapomniała swojego aparatu słuchowego? Hmm... do tego mają przewagę liczebną. Czwórka zdrowych oczu na trójkę... może być ciężko.
Uwaga na końcu nieco rozbawiła Abigaile, ale nie na tyle, żeby przestała obserwować dziewczyny. I wtedy się zaczęło. A raczej to ten chłopak zaczął. Posypały się zaklęcia, ktoś co już unikał ich, chował się, a to znowu kontratakował. Ale Abigaile stała jak sparaliżowana. Przyglądała się temu i kompletnie nie wiedziała co ma zrobić. Z transu obudziło ją dopiero trzepnięcie w tył głowy. Zrobił to ten Krukon.
- Zwiewaj.
- A... a, szlaban? – wyjąkała.
- Dziewczyno, wiesz ile razy obierałem zgniłe ziemniaki? No i po co i na co? Kto to je? Ślizgoni? Może. – powiedział. Próbował dalej walczyć, ale Barbara z koleżanką go otoczyły. Chłopak bezradnie rzucał w nie kamieniami, ale w niczym mu one nie pomagały.
I wtedy Abi obudziła się na dobre. Zobaczyła, że dziewczyny całą swoją uwagę skupiły na Krukonie, całkiem zapominając o niej. Czyżby sądziły, że ona się do niczego nie nadawała, czy rzeczywiście jej nie zauważyły? Ale nie, musiały ją zobaczyć, Barbara przecież przed pojedynkiem patrzyła na nią z ponurą satysfakcją, jakby wiedziała, że zaraz ją pokona. A teraz jej nie zauważała. Blondynka postanowiła to wykorzystać. Nie miała zamiar słuchać chłopaka i zostawiać go na pastwę Ślizgonek. Może i wie sporo, ale w końcu walka się skończy. I mam wrażenie, że z niezbyt dobrym wynikiem dla niego, pomyślała. Abi szybko wyciągnęła różdżkę i, jako że Barbara stała najbliżej niej, posłała w jej stronę zaklęcia:
-Expelliarmus! – A gdy różdżka wypadła z jej ręki szybko dodała – Drętwota!
Barbara opadła sparaliżowana. W tym samym czasie chłopak zajął się drugą Ślizgonką. Jednak skończenie pojedynko nie zostało mu dane, bo w ich stronę już zmierzała zdenerwowana profesor McGonagall.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie McKinley
pogromca Bazyliszka
pogromca Bazyliszka



Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Slytherin ^^

PostWysłany: Wto 17:32, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[błonia, czwartek]

Zaczęli rzucać w siebie zaklęciami. Gryfonka stała jak sparaliżowana, ale Krukon naprawdę nieźle walczył. To trzeba było mu przyznać. W pewnym momencie Alex nie udało się obronić przed Furnuculusem. Poczuła na twarzy ohydne, szczypiące krosty. Nie sprawiło jej to jednak bólu. Gdy ważył eliskiry w wakacje, te często na nią pryskały i miało to efekt podobny do tego zaklęcia.
Alex dotknęła lekko jednej z krost i uśmiechnęła się lekko. Tak, on naprawdę nieźle walczy, pomyślała z lekkim uznaniem.
Barbara rzuciła w Krukona zaklęciem, ale nie trafiła. Nagle Gryfonka, która otrząsnęła się z szoku rzuciła w Barbarę oszołamiaczem. Dziewczyna spadła na ziemię. ZW tym samym czasie Alex ciągle walczyła z Krukonem. Trafiła go jednym zaklęciem, które nie było jednak zbyt bolesne - krew spływała z lewej ręki Krukona.
Nie dokończyli jednak tego pojedynku. Zmierzała ku nim rozjuszona pani dyrektor we własnej osobie.
- Co tu się dzieje?!? Bójka już w pierwszym tygodniu szkoły?? Szlaban! Dla całej czwórki! I nie patrz tak na mnie, Black. Dziś o osiemnastej macie się stawić przed wyjściem ze szkoły. Bez żadnej dyskusji.
- Ale pani profesor... - zaczął Krukon.
- Cicho, panie Jokehorn. Cała czwórka, o osiemnastej. Jak ktoś się spóźni, kolejny szlaban.
McGonagall odwróciła się na pięcie i odeszła.
Alex zazgrzytała zębami. W ten sposób nigdy nie wcieli swojego planu w życie. A do tego musi spędzić wieczór z tą szlamą i krukonem!
Ślizgonka pochyliła się nad nadal nieruchomą Barbarą
Wyszeptała przeciwzaklęcie, ostatni raz spojrzała wyniośle na także wściekłą parkę i odeszła z przyjaciółką w innym kierunku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
charłak
charłak



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:14, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[Błonia:::Czwartek]

Brian wzruszył ramionami, nie słuchając zbytnio dyrektorki. Kiedy Ślizgonki odeszły, zapadł już zmierzch. Jokehorn wyciągnął rękę do Gryfonki i powiedział:
- Brian.
Uścisnęła jego dłoń.
- Abigaile.
Jokehorn uśmiechnął się i powiedział:
- Jacie kręcę, znowu będę obierał zgniłe ziemniaki. Może nawet w Zakazanym Lesie. Ale, jest jeden plus, a nawet minus. Śliscy będą mieli co jeść.
Brian wyszczerzył się jeszcze raz, i poszedł do pokoju wspólnego, przeskakując na schodach co kilka stopni.
***
W pokoju wspólnym panował "hałas" jak na Ravenclaw. Wszyscy szeptali, powtarzając tematy na jutrzejszy...
- O masz ci los.
...sprawdzian teoretyczny.
Jokehorn usiadł po turecku w kącie, i zatykając palcami uszy, zaczął czytać notatki z lekcji. W końcu nie od parady był w domu Roweny.
W końcu oczy same zaczęły mu się kleić, a była dopiero dziesiąta.
- Jeszcze tylko... uaa... dwie godziny, i dowiem się, co pani dyrektor przygotowała dla mnie. Może to malowanie królików wielkanocnych?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jamata
co ja tu robię?
co ja tu robię?



Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gryffindor

PostWysłany: Wto 18:45, 13 Wrz 2011    Temat postu:

Adelajda siedziała na brzegu jeziora patrząc w gwiazdy. Po prostu kochała to miejsce. Po kilkudziesięciu minutach przemyślała wszystko.
Zostałam wybrana jako reprezentantka w turnieju magicznym...
Tylko ja i różdżka.
Tylko ja.

Wstała i udała się do domitorium. Dwie, trzy osoby kręciły się po domitorium. Weszła do sypialni. Nie zastała tam Rose, ani Lany [jak oczekiwała]. Wzięła swoją pelerynę niewidkę i nałożyła ją na siebie. Wyskoczyła z domitorium i popędziła na błonie.
Czas coś zrobić.
Przemknęła obok pani McGonall lekko zdenerwowanej. Zaraz za nią kroczyła Abi.
- Pssss.Abi aż odskoczyła.
- To tylko ja, Adele.Koleżanka obróciła się dookoła.
- Gdzie?
- Tutaj. Adele wystawiła rękę zza płaszcza. Koleżanka jakby odetchnęła z ulgą. Jednak Adele spostrzegła co jest nie tak. Abi opowiedziała jej całe zamieszanie.
- O masz.
Dodała na koniec Adele. Teraz już na dobre zdjęła swoją pelerynę i wsadziła do kieszeni.
- Dobra. Nie będę Cię zatrzymywać. Na 100% masz jakieś plaany polności... do 18. - powiedziała Adele.
- No co ty. - dodała Abi i lekko się uśmiechnęła.
Adele rozstała się z przyjaciółką i wyszła na błonie.
Oby nie do jeziora
Skręciła w prawo. Szła, szła, aż znalazła się na małej polanie. Ściemniało się już, kiedy nagle zza jej pleców rozległ się męski głos.
- Eeee... Cześć.
Adele przestraszona odkręciła się na pięcie. Jej oczom ukazał się John trzymający różczkę w ręku.
- Chyba nie masz zamiaru? - spytała patrząc na rękę chłopaka.
- A to... - powiedział zmieszany John.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tom
po puchar!
po puchar!



Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 446
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Little Hangleton

PostWysłany: Wto 18:51, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[Hogsmeade - czwartek/piątek, noc]

Orsino Thruston zasiadł za magiczną perkusją, a gitarzyści, kontrabasista i wiolonczelista zajęli swoje miejsca. Tłum wykrzykiwał nazwę zespołu, a Gabriel czuł, że wciskany jest w barierki. Kątem oka zauważył Rose, której twarz promieniała szczęściem. Riddle był chyba jeszcze bardziej szczęśliwy. Był tutaj z Rose, cieszył się, że to akurat ją zabrał na koncert. Myron Wagtail, wokalista wyskoczył na scenę.
- Witajcie! Jesteśmy Fatalne Jędze, a to jest Taniec szalonego goblina! - krzyknął, a tłum zaczynał szaleć, kiedy rozległy się pierwsze dźwięki. Wszyscy zdzierali sobie gardła, śpiewając razem z Myronem, który biegał po scenie, co chwila lewitując w powietrze za sprawą rzucającego na niego czar perkusisty. Po kilku kawałkach Gabriel poczuł, że powoli traci głos, ale skakał jak oszalały, jedną ręką odgradzając od Rose jakiegoś zniewieściałego metalowca, który ewidentnie pchał się w jej stronę.
Szaleństwu nie było końca. Fatalne Jędze nie miały możliwości zejść ze sceny, zagrali kilka dodatkowych utworów, a koncert skończył się około pierwszej w nocy.
-To co, Rose? Idziemy gdzieś na kremowe piwo lub whisky? - zapytał zachrypniętym głosem Gabriel, kiedy Fatalne Jędze zeszły ze sceny. Riddle ściskał w ręku jedną z pałeczek Thrustona. -Nie mów, że jesteś padnięta i chcesz wrócić do zamku. Mnie rozpiera energia i chętnie posłuchałbym jeszcze Myrona i chłopaków.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Miss Alice
drugoroczniak
drugoroczniak



Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 19:22, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[piątek, rano, wielka sala]

John jadł tosta. No... do czasu gdy zapatrzony w ,,pewną gryfonkę" nieświadomie zaczął go sobie wpychać w policzek.
- Poczta!- krzyknął rozentuzjazmowany Mark, rozsypując wokół siebie owsiankę.
Chciał tym wyrwać przyjaciela ze stanu melancholii. Zauważył, że od jakiegoś czasu gapi się na długowłosą gryfonkę. Oczywiście nie podobało mu się to. Jednak sam był zakochany w młodszej od siebie ślizgonce, więc było to okolicznością sprzyjającą, gdyż miał o jednego rywala mniej.
-Co ty na to żeby pognębić gryfonów? - zapytał Mark.
- ...tso?- wyrwany z zamyślenia John wbił sobie tosta w oko. - Au!
- Niso...- Przedrzeźniał go kumpel- Chciałbym wypróbować na szlamach ,, vernioser".- mrugnął do niego szelmowsko
- Jesteś pewien, że to ich zabije?- Udawał ,,normalnego" John.
- W stu procentach!- Krzyknął z zachwytu, że jego kumpel ,, wraca do siebie"
Adelle popatrzyła na niego, John mimowolnie się uśmiechnął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black
knuję coś niedobrego
knuję coś niedobrego



Dołączył: 13 Lip 2011
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: odlatuję z zeppelinami

PostWysłany: Wto 19:49, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[Hogsmeade - czwartek/piątek, noc]

-To co, Rose? Idziemy gdzieś na kremowe piwo lub whisky? - zapytał zachrypniętym głosem Gabriel, kiedy Fatalne Jędze zeszły ze sceny. Riddle ściskał w ręku jedną z pałeczek Thrustona. -Nie mów, że jesteś padnięta i chcesz wrócić do zamku. Mnie rozpiera energia i chętnie posłuchałbym jeszcze Myrona i chłopaków.
-No dobra, skuszę się na ogniste whisky, bo rzeczywiście padam z nóg - odpowiedziała Rose. -Cieszę się, że w końcu zdecydowałam się z tobą pójść. To były najlepsze... 3 godziny w moim życiu! - dodała uśmiechając się i rzucając się na Gabriela w geście podzięki.
-Eee, nie ma sprawy Rose, przyjemność po mojej stronie - odpowiedział Gejb mimowolnie się czerwieniąc :p.
Kierowali się teraz w stronę jakiejś nieznanej knajpki, która sprawiała wrażenie przytulnej. Usiedli obok kominka, zamówili po szklance ognistego whisky i podekscytowani wymieniali wrażenia z koncertu.
Chwilę później otworzyły się drzwi do budynku i wszedł znajomy Gabriela. Rzucił chłopakowi przyjazny uśmiech i uniósł brwi.Zbliżała się już trzecia, gdy uradowani, po wypiciu 2 kolejek wyszli na zewnątrz.
Teraz pozostawało wrócić niepostrzeżenie do zamku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez black dnia Wto 19:52, 13 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
charłak
charłak



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:54, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[Piątek:::Rano:::Wielka Sala]

Siedział sam. Przynajmniej w promieniu kilku metrów od niego nikogo nie było, głównie ze względu na odór, jaki buchał od niego.
Zjadł trochę jajecznicy, wspominając noc. Mieli sprzątać sowiarnię. Sprzątali, rzeczywiście, ale Brian kupami rzucał w Śliskie, kiedy McGonagall nie patrzyła, albo zaglądała, czy Abi dobrze zbiera swój przydział kupy. Oczywiście, Ślizgonki nie pozostawały mu dłużne, ale tak czy siak, wychodziły bardziej smrodliwe od niego. Teraz rzucały mu wściekłe spojrzenia znad talerzy i kielichów, ale Jokehorn tylko machał im i uśmiechał się, rozlewając przypadkowo karafki z sokiem.
Nucąc sobie znany przebój teksańskiej, czarodziejskiej kapeli, Magowbojów: "Na tańce go, go, go!", skierował się do lochów. Ukrywając się za jednym z posągów, czekał na jakichś Śliskich pierwszoroczniaków. Zamiast nich, do lochów weszła Abi. Syknął na nią, a ona ukryła się razem z nim. W końcu trafił się pojedynczy drugoroczniak. Jokehorn wypadł zza postumentu i wbił go w ścianę, przyciskając własnym ciałem.
- Dobra, knypku, hasło na ten tydzień?
Ślizgon tylko wyszczerzył zęby.
- Nie powiem.
Tym razem Brian się uśmiechnął, pokazując wszystkie siekacze.
- Twoja strata. Furnunculus.
Na twarzy drugoroczniaka wystrzeliło kilka krost i pryszczy.
- A jeśli komuś powiesz, dorzucę kilka innych zaklęć, mniej przyjemnych, niż ten słodki urok. Hmm... a tak dla pewności...
Zawołał Abi, po czym szepnął jej kilka słów do ucha. Ta rozszerzyła szeroko oczy, ale kiwnęła głową.
Po czym powiedzieli razem: Obliviate! celując w twarz dwunastolatka.
Chłopak przez chwilę miał zaćmiony wzrok.
- Cco... się stało? Pamiętam tylko jak wyszedłem... ze śniadania...
Brian rozszerzył oczy i przyłożył mu dłoń do czoła.
- Masz chyba gorączkę. Zresztą, widziałem jak jakiś szóstoklasista w żółtej szacie wybiegał stąd. Znaleźliśmy cię tutaj przypadkiem.
Drugoklasista spojrzał na nich podejrzliwie.
- Ale co wy tu robicie?
Brian szepnął mu do ucha:
- Bo wiesz, ostatnio ktoś atakuje Śliskich, czyli was. A my próbujemy go złapać. Wiesz, punkty, takie tam. Nie słyszałeś o niczym? Mhm... Ale wiesz, sprawy nie są nagłaśniane. Nikt nic nie rozgłasza. Zabronione przez tych na górze - wskazał palcem sufit - dlatego idź do pokoju wspólnego i nikomu ani mru mru.
Dzieciak spojrzał na niego wielkimi oczami i pobiegł do lochów.
Brian spojrzał na Abi:
- Jestem pewien, że Śliski się wygada. Ale psst... idzie następny.
Znów schował się kolumną. Rzeczywiście, kilku pierwszoroczniaków w zielonych szatach wbiegło do lochów. Brian trafił dwóch, jednego Tarantalerrą, a drugiego Densaugeo. Koledzy odprowadzili ich, jednego na trzęsących się nogach, drugiego z zębami jak bóbr, do skrzydła szpitalnego, nie patrząc nawet kto rzucił zaklęcie i szepcząc coś o jakimś innym poltergeiście.
Jokehorn uśmiechnął się do Abi i powiedział:
- Hehe, moja miniwojna rozpoczęta.
Po czym pobiegł do pokoju wspólnego, złapał torbę i pobiegł na pierwszą lekcję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tom
po puchar!
po puchar!



Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 446
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Little Hangleton

PostWysłany: Wto 20:17, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[Hogsmeade - czwartek/piątek, noc]

-Jestem pewny, że nie będzie przemawiała teraz przeze mnie ognista, bo mam mocną głowę i muszę to powiedzieć - odezwał się Gabriel, kiedy wracali opustoszałą uliczką w stronę lasku, w którym znajdowała się ścieżka do zamku.
- Chcesz mi podarować pałeczkę Thrustona? - zapytała Rose, uśmiechając się do niego. Gabriel zaśmiał się cicho i spojrzał na dziewczynę.
-Nie tak szybko - wyszczerzył do niej zęby, lecz za chwilkę lekko spoważniał. -Nie chcę wracać do zamku. I do swojego dormitorium.
-Dlaczego?
-Dobrze mi w twoim towarzystwie. Poza tym wiem, że na korytarzach nie będzie już tak samo. Dużo osób jest przeciwko naszej znajomości i to się wyczuwa w powietrzu. Tutaj nic ani nikt nam nie zagraża - wyrzucił z siebie chłopak muskając lekko palcami dłoń dziewczyny. Nigdy nie był dobry w takich wyznaniach. Owszem, umiał gładko bajerować dziewczyny, ale jeśli miał coś powiedzieć naprawdę od siebie, to miał z tym pewne problemy. I tak właśnie było w tej chwili i Gabriel wiedział, że coś jest na rzeczy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tom dnia Wto 20:33, 13 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mudancicha
sztyletem smoka! sztyletem!
sztyletem smoka! sztyletem!



Dołączył: 22 Lip 2011
Posty: 342
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 20:26, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[Przed wyjściem ze szkoły/ sowiarnia/ Wielka sala/ lochy; czwartek/piątek]

Chłopak przedstawił jej się jako Brian. Był dosyć zabawny. No i świetnie radził sobie w walce. Kiedy ruszył w swoją stronę Abi poszła w stronę zamku. Po drodze zamieniła parę słów z Adele, która z niewiadomych powodów chowała się pod peleryną niewidką. Sam czas przed szlabanem spędziła w Pokoju Wspólnym przy książkach i rozmyślaniu o karze, która czekała ją, Briana i dwie Ślizgonki. Gdy nadeszła godzina zero Abigaile zeszła po schodach do wyjścia jak na ścięcie. Wiedziała, że to będzie ciężka praca, bo McGonagall była porządnie zdenerwowana. Jak pomyślała tak się stało. Sprzątanie sowiarni. Praca bezsensowna, męcząca i niepotrzebna. Przecież za dzień, góra dwa po tym jak w niej posprzątają będzie w niej tak samo brudno. Ale zaczęło się. Jednak Brian chyba nie odebrał tego jako kary, tylko raczej jako świetną okazję do dokuczenia Ślizgonom, bo zaraz po tym jak wyczaił jak często Psorka się od nich odwracała, tak często obrzucał Śliskie kupami z jego przydziału. Dziewczyny też nie pozostawały mu dłużne. Abigaile stwierdziła, że trzeba pomóc „swoim” w potrzebie, więc również rozpoczęła obrzucanie nieprzyjaciółek swoimi „zapasami”. Brian co jakiś czas zaglądał do niej.

Następnego dnia zanim wyszła z dormitorium wzięła chyba z 7 pryszniców, żeby nie śmierdzieć aż tak bardzo. Resztę smrodu zatuszowała perfumami. Śniadanie zjadła w towarzystwie koleżanek. Rose była nieco przymulona, a Adele cały czas uciekała wzrokiem do stołu Slytherinu. Znowu się zaczyna, pomyślała. Miała już dosyć Ślizgonów. Nie sądziła, że w ciągu jednego tygodnia, a raczej jego połowy, mogli jej tak zniszczyć życie. A do tego Przyszedł do niej obszerny list od macochy. Hmm, przynajmniej nie ośmieszyła jej wyjcem. Spojrzała z czysta nienawiścią na Raven. Jej oczy przekazywały jej tylko ”już nie żyjesz”. Dziewczynka, przestraszona, zostawiła pół tosta na talerzu i szybko wyszła z Sali. Abi uśmiechnęła się mimowolnie i sama ruszyła w stronę wyjścia. Miała mieć pierwsze eliksiry, więc od razu skręciła w stronę lochów. Zza kolumny ktoś syknął. To był Brian, chciał żeby do niego podeszła. Chciał wydobyć od Ślizgonów hasło. No cóż, za pierwszym razem nie udało mu, znaczy im, się. Do tego wykonali na tym biednym drugoklasiście oczyszczanie pamięci. Przynajmniej sporo jej nie stracił. Za kolejnym razem poszło już nieco lepiej. Po udanej „misji” chłopak uśmiechnął się do niej i powiedział:
- Hehe, moja miniwojna rozpoczęta.
Potem szybko pobiegł gdzieś, zapewne na lekcje. Abi znowu też się uśmiechnęła. Heh, miniwojna, pomyślała. Może i uznała to za głupotę, ale tak czy siak była już w to wplątana. Poszła na lekcje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mudancicha dnia Wto 20:27, 13 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bellatrix
po puchar!
po puchar!



Dołączył: 04 Sie 2011
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Drzewo Rodowe Blacków

PostWysłany: Wto 20:26, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[Hogwart, piątek]

Elisabeth w końcu doszła do siebie po nadużyciu Krwotoczków Truskawkowych. Trzeba się wziąć za znalezienie włosa.. -pomyślała i zaczęła szukać tej wstrętnej gryfonki. Przeszła cały zamek i nie mogła jej znaleźć. W końcu na kogoś wpadła.
- Auuuć
- Beth!
- Alex! Masz potrzebny składnik?[b]
- Jaki składnik...
- [b] Jak to jaki?! Włos!

- Aaaa.. Staram się. A ty?
- Jeszcze nie... Szukałam jej, ale nie mogę znaleźć. - Elizabeth wzdrygnęła się na samą myśl, co zamierzają zrobić.
- Masz wątpliwości?
- Nie! No co ty! Jasne, że nie. Tylko... W Gryfonkę?
- Dalej nie możesz tego przeboleć... Uda Ci się. Silna jesteś.
- Tia...
- Słuchaj, ja muszę lecieć na zajęcia. Spotkamy się później.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie McKinley
pogromca Bazyliszka
pogromca Bazyliszka



Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Slytherin ^^

PostWysłany: Wto 21:51, 13 Wrz 2011    Temat postu:

[pokój wspólny ślizgonów / wielka sala / korytarze, piątek]

Alex wstała z łóżka w śmierdzącym humorze. McGonagall wymyśliła im na szlaban sprzątanie kup z sowiarni. Do tego ten czwartoklasista, Brian wymyślił sobie chyba najdziecinniejszą grę w historii - brał kupy rękami i rzucał nimi w Ślizgonki. Żałosne. Po dwóch próbach oddania mu, Alex zrezygnowała i po prostu sprzątała. W głowie układał się jej już plan zemsty... Odchody, które mieli wyrzucać przez okno, Alex pomniejszała zaklęciem i wrzucała do fiolki, którą zawsze nosiła przy sobie. Brian jeszcze pożałuje, myślała.
Ślizgonka z niechęcią zwlokła się z łóżka. Chwila, dziś piątek. Moje urodziny. To jeszcze bardziej pogorszyło jej humor. Czego się spodziewałaś? Oklasków? i wielkiej kupy prezentów? Niby od kogo?
Dopiero gdy wychodziła z dormitorium zobaczyła podłużny pakunek leżący pod łóżkiem. Dlaczego go wcześniej nie zobaczyłam?. Szybko rozwinęła paczkę. Na karteczce obok było napisane "Wszystkiego najlepszego, przyda ci się w drużynie. Buziaki, tata". Alex przewróciła lekko oczami i zdecydowanym ruchem zerwała ostatnią warstwę papieru. Na łóżko wytoczyła się... Błyskawica! Do tej pory najlepsza miotła wyścigowa na świecie! Alex mimo woli pisnęła z radości i gapiła się na miotłę przez pół godziny. W rezultacie nie poszła na mugoloznawstwo. Najgłupszy przedmiot świata, nie wiadomo po kiego obowiązkowy.
Alex wyszła z dormitorium i zobaczyła coś, co popsuło jej humor. Ten cały Brian i ta gryfonka, z którymi miała wczoraj szlaban sterczeli ukryci za ścianą i znęcali się nad młodszymi Ślizgonami. Gdy załatwili jakąś parkę drugoroczniaków, Brian teatralnym szeptem powiedział:
- Hehe, moja miniwojna rozpoczęta.
W Alex się zagotowało. Wyjęła z kieszeni fiolkę z wczorajszymi kupami sów, powiększyła je i wyszeptała:
- Windgarium Leviosa
Uniosła odchody nad niczego niespodziewającego się Briana (gryfonka już sobie poszła) i lekko trzepnęła różdżką. Śmierdzący ładunek wylądował na włosach i ramionach Krukona. Alex przeszła obok niego z kamienną twarzą, nie spoglądając w jego kierunku. Chcesz wojny, pomyślała będziesz miał wojnę.
***
W drodze na zielarstwo Alex wpadła na Elizabeth, która wyszła już ze szpitala. Umówiły się, że jak najszybciej znajdą ostatni składnik eliksiru.
Chcąc, nie chcąc, Alex postanowiła, że pójdzie na zielarstwo, oleje numerologię i wyruszy na poszukiwanie Gabriela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black
knuję coś niedobrego
knuję coś niedobrego



Dołączył: 13 Lip 2011
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: odlatuję z zeppelinami

PostWysłany: Śro 18:12, 14 Wrz 2011    Temat postu:

[Hogsmeade - czwartek/piątek, noc]

-Do swojego dormitorium cię nie zaproszę, wybacz –wyszczerzyła się Rose i mocniej ścisnęła dłoń Gabriela. -Serio, jestem zmęczona, ale możemy jeszcze zostać. Chwilę. –dodała i usiadła na pobliskiej ławce klepiąc miejsce koło siebie zapraszając tym samym chłopca.
Przyciągnął ją do siebie. Przez chwilę milczeli aż Rose ponownie zabrała głos:
-Wiesz, że Adele została naszym reprezentantem w pierwszym zadaniu?
Zaśmiał się i z dumą w głosie odpowiedział:
-Nawet Adele nie wygra ze Slytherinem.
-Żartujesz?!
Nagle zaczęło padać. Gabriel już wyciągał różdżkę, ale Rose przytrzymała jego dłoń.
-Nie masz ochoty pobiegać w deszczu? No dalej! Chyba nie boisz się zmoczyć swoich wspaniałych włosów? –wystawiła mu język, wstała i pociągnęła go za sobą.
Biegli niczym antylopy gnu ku zachodzącemu słońcu, no ok xd
Gabriel zatrzymał się. Popatrzył na Rose i uśmiechnął się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez black dnia Śro 18:13, 14 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
charłak
charłak



Dołączył: 05 Wrz 2011
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:30, 14 Wrz 2011    Temat postu:

[Błonia:::piątek]

Myjąc wodą z jeziora włosy, Brian myślał o sprawdzianie teoretycznym, który dopiero co zaliczał. Może mu się udało, ale po kilku chwilach przerwał rozmyślania, i nadal czochrając włosy, zaczął zerkać ku grupie Śliskich z trzeciej klasy.
Wstał. Otrzepał się, wytarł włosy w zapasowe rękawiczki na zielarstwo i poszedł w okolice zielarni numer trzy. Gryfoni z drugiej klasy właśnie mieli lekcje z panią Sprout. Widocznie temat odrobinę się przedłużył, ale wszyscy już się zbierali.
Jokehorn wślizgnął się, skulony, do cieplarni, natychmiast chowając się za doniczką. Kilku czerwono-złotych zerknęło w jego stronę, ale Jokehorn pokazał im język i kciuk. Wtedy oni odwrócili się, pakując się dalej.
Po chwili, kiedy wszyscy już opuścili szklarnię, a pani Sprout zamknęła drzwi na klucz, Brian wymknął się. Założył rękawice, i podrażniając czyrakobulwy, upuścił kilka fiolek cieczy.
Wyszedłszy przez otwarte okno, nadał w sowiarni kilka priorytetów przez małe sówki, które natychmiast wyleciały z wieży, zatoczyły parę kółek dookoła zamku, a potem doleciały do nadawców.
Jokehorn oparł się o parapet, słuchając wrzasków i przekleństw Ślizgonów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.felixfelicis.fora.pl Strona Główna -> RPG / Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 14, 15, 16  Następny
Strona 10 z 16

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin